Recenzja filmu

Goście w Ameryce (2001)
Jean-Marie Poiré
Jean Reno
Christian Clavier

Nowi miastowi

W dobie wielkiej popularności remake'ów, Hollywood bierze się za thrillery, dramaty, sensacje, komedie. Najczęściej tracą na tym pierwowzory, bowiem filmy takie, całkiem jak odgrzewane jedzenie,
W dobie wielkiej popularności remake'ów, Hollywood bierze się za thrillery, dramaty, sensacje, komedie. Najczęściej tracą na tym pierwowzory, bowiem filmy takie, całkiem jak odgrzewane jedzenie, nie smakują najlepiej. Zdarzają się jednak wyjątki. Do nich na pewno należy film "Goście w Ameryce". Pierwowzór z 1993 roku, zatytułowany "Goście, goście", a będący jednym z największych kasowych przebojów komediowych we Francji, nie jest być może arcydziełem, przeszedł jednak do historii jako udany śmieszny film z niezłą obsada. Tym łatwiej było dorównać oryginałowi i nakręcić bardzo milą komedyjkę, opierającą się na nieskomplikowanych, lecz niezastąpionych gagach. Fabuła krąży wokół prostego pomysłu przenosin w czasie. Dość odległym czasie, tak żeby było bardziej tragicznie dla bohaterów i śmieszniej dla niewrażliwej na ludzkie nieszczęście widowni :)) Otóż francuski szlachcic, hrabia Thibault, chcąc ratować swoją narzeczoną, którą zabił pod wpływem klątwy złej czarownicy, postanawia przenieść się w czasie i ratować zarówno swoją głowę, której ma być pozbawiony jako morderca, jak i swoją ukochaną, z która chciałby się jednak ożenić. Pomaga mu w tym czarownik, sporządzając tajemniczy eliksir, a że jest trochę zakręconym staruszkiem, zapomina o paru składnikach receptury i zamiast przenieść hrabiego kilka minut wcześniej, przenosi go z XII wieku do współczesnego Chicago. Rycerz nie wędruje jednak tam sam, zabiera swojego wiernego sługę Andre, a za nimi rusza wkrótce zrozpaczony czarownik, pragnący naprawić swój błąd. Idea całego filmu opiera się na zderzeniu dwóch odmiennych światów, które nie maja ze sobą nic wspólnego. Zaskoczeni, zagubieni i oszołomieni, spotykają potomkinię hrabiego, Julię i jej intryganckiego narzeczonego, którym bynajmniej nie ułatwiają życia, siejąc spustoszenie w domu, kompromitując ich w najdroższej restauracji w mieście (dla mnie sceny właśnie z owej kolacji są po prostu nie do wyjęcia:)))) i przekreślając (na szczęście) wszystkie plany małżeńskie owej pary. Miedzy Julią i jej paraprapra...dziadkiem rodzi się tak silna więź, ze hrabia tym bardziej postanawia powrócić do swoich czasów i ratować swą lubą, by doprowadzić do tego, by owa więź pokoleniowa naprawdę zaistniała. Film ten, to podobnie jak oryginał, niezapomniany ciąg skeczów, opisujących perypetie przybyszów ze zdobyczami cywilizacyjnymi, takimi jak samochody, prąd czy kanalizacja. Dodatkowo, w remake'u dochodzą gagi związane z przemieszczaniem się nie tylko w czasie, ale i w przestrzeni, tytułowi goście nie trafiają bowiem do rodzimej Francji, która bądź co bądź , jest konserwatywnym europejskim krajem, ale do Stanów Zjednoczonych - kraju gdzie równość i wolność maja głębokie, specyficzne znaczenie. Szczególnie ważne staje się to dla Andre, który w swoich czasach musiał wiernie służyć swojemu panu, któremu nie wolno było siedzieć z nim nawet przy jednym stole i który nigdy nie mógł mieć swojego zdania. Motorem przemian i poznawania tej wolności jest dla niego kobieta - piękna młoda hipisowska sąsiadka, która odkrywa przed nim jeszcze jedno nowe doznanie -miłość. Nie wzruszajcie się jednak za bardzo - film jest zbyt zabawny by melodramatyczne akcenty zmieniły w jakikolwiek sposób jego wymowę :) Producenci remake'u uczynili jedną ważną rzecz, za która chylę przed nimi czoła, rzecz dla Hollywood wyjątkową - nie zrezygnowali ze starego sprawdzonego duetu i do swojej przeróbki zaangażowali aktorów w tym przypadku niezastąpionych, i dzięki którym ów "sequel" ma w ogóle sens. Jean Reno w roli hrabiego i Christian Clavier jako sługa tak silnie zakodowali się w umysłach widzów jako zagubieni podróżnicy, że trudno byłoby na tym miejscu wyobrazić sobie kogoś innego. Zresztą jako Europejczycy z krwi i kości byli bardziej wiarygodni jako przybysze z innej epoki kulturowej, nie tylko historycznej. Obaj znakomicie komponują się z Christiną Applegate, w której trudno odnaleźć pyskatą córeczkę Ala Bundy'ego :) Z czystym sumieniem film mogę polecić wielbicielom prostego i wcale nie wymuszonego humoru i na pewno tym wszystkim, którym podobały się poprzednie części przygód średniowiecznych kowbojów.
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones